6.05.2014

Blizna Druga

Kolejny okropny dzień, zresztą jak każdy inny. Tona nauki, egzaminy i narastające zmęczenie wraz z towarzyszącym przy tym stresem. Tak-codziennie byłam zestresowana tym co się wydarzy. Na mojej twarzy zagościł grymas zrodzony ze złości, smutku i bezsilności. Podrapałam sobie wczoraj ręce aż tak, że zostały jeszcze czerwone ślady. Spojrzałam w lustro z obrzydzeniem. Nie znosiłam swojego ciała, swojej osoby...
Czułam się nie tą osobą, którą bym chciała być.
Zaczynając od okropnego charakteru, braku serca i obrzydliwej osobowości oraz przeszłości-kończąc na wyglądzie zewnętrznym.
O dziwo uwielbiam sobie w takich chwilach sprawiać ból i odpływać. Co z tego, że zaraz czeka mnie egzamin ? Sięgnęłam po schowaną żyletkę w szafce i rozpoczęłam codzienny "rytuał". Miałam się za co karać. Za życie, nienawiść, uczucia. Zresztą nie mogłam sobie wybaczyć wczorajszego dnia. Nie wytrzymałam i byłam zmuszona coś wepchnąć do ust. Nadal mi z tego powodu niedobrze, czuję się ciężko, ale nie miałam siły zmuszać się do wymiotów ani brać żadnych środków przeczyszczających. W takim bądź razie mam za co się karać i krzywdzić...
Inną sprawą jest fakt, że ból fizyczny pozwalał mi zapomnieć o głodzie i problemach. Nacięłam "delikatnie" udo, a wraz z tym poleciało kilka kropel krwi. Po chwili pojawiło się znacznie więcej nacięć, a wraz z tym łzy....
~`~
Dwadzieścia minut zajęło mi pastwienie się nad swoją skórą. Myślałam już bardziej trzeźwo. Spojrzałam na zegarek leżący na pobliskiej szafce. Cholera już jest ósma, a muszę być na dziewiątą gotowa. W pośpiechu nałożyłam czyste ubranie. Niby "galowe", ale cóż pieprzyć opinię innych. To ich problem jak wyglądam nie mój.
Oczywiście moje ubrania były na mnie przyduże, przez umyślny spadek wagi, ale bałam się, że jeśli teraz zjem cokolwiek... wepchnę jakiś kawałek chleba do ust to będzie mi niedobrze i będę musiała zwymiotować, by poczuć się lepiej. Nie chcę czuć się pełna, nienawidzę tego uczucia.
W łazience obmyłam jeszcze twarz by nie było widać śladów po łzach. Nałożyłam delikatny makijaż, chodź w moim przypadku to było po prostu pomalowanie rzęs tuszem i w sumie nic więcej.
Wzięłam w pośpiechu torbę i wybiegłam z domu.
Cała się trzęsłam, ale kiedy wsiadłam do metra (przedziału) poczułam się niepewnie,  wśród otaczających mnie ludzi. Momentalnie na mojej twarzy zagościł pogodny i wymuszony uśmiech. W sumie co dnia tak robię. Powinnam już się do tego przyzwyczaić, a mimo to zawsze coś we mnie pęka kiedy to robię.
~`~
Po tym całym gównie, wracałam do domu. Stwierdziłam, że nie chcę iść z resztą swoich "przyjaciół". Nie chcę ich widzieć na oczy. W sumie nie chcę widzieć nikogo, a siebie przede wszystkim. Byłam strasznie zdenerwowana z głodu, a mimo to próbowałam opanować ten stan. Cała się trzęsłam i nie byłam w stanie utrzymać równowagi. Musiałam przysiąść na jakiejś ławce w parku i odpocząć.
Czym się zmęczyłam ? Nie wiem. Sama do jasnej cholery nie wiem ! Powodów jest wiele...
Miałam ochotę płakać, jednak nawet na to nie mam już siły. Powoli nie jestem w stanie nawet płakać, rozumiesz ? Nie mam nawet czy mam w sobie jakieś uczucia, skoro tak proste gesty zaczęły u mnie już zanikać....
Na nic już nie mam ochoty. Jeśli ktoś by mi zaproponował szybką i bezbolesną śmierć zgodziłabym się od razu, bez zastanowienia.
Śmierć musi być piękna skoro tak często się o niej marzy, nieprawdaż ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mari Krytyczna Biel